Infolinia 9-17 (pon. - pt.)
Infolinia 9-17 (pon. - pt.)
Produkt dodany poprawnie do Twojego koszyka
Opublikowano : 2016-05-29 20:21:00 Kategorie : Lifestyle 
Stajnia Nad Stawem w Popławcach, autor: Robert WhitestokPraktycznie każdy jeździec marzy lub kiedyś marzył o posiadaniu własnej stajni. Jednak, by zrealizować takie pragnienie, potrzebujemy dobrego planu działania. Musimy wiedzieć, że przed nami wiele ważnych decyzji, które mogą sprawić, że nasz ośrodek rozkwitnie bądź będzie omijany szerokim łukiem.
Dzisiaj postanowiliśmy się zastanowić, jak taki „plan” powinien wyglądać, co warto przewidzieć, a czego należy się wystrzegać podczas zakładania nowego ośrodka jeździeckiego. Dzięki nam poznacie osobę, której udaje się swoje cele realizować - do rozmowy zaprosiliśmy Karolinę Szarkowską - „świeżo upieczoną” właścicielkę Stajni Nad Stawem w Popławcach, która ma za sobą pierwszy rok działalności. Mamy nadzieję, że pomoże nam znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania :)
Equishop: Skąd pomysł na założenie stajni? Co było dla Ciebie najważniejszym bodźcem? Opowiedz nam, jak to się zaczęło :)
Karolina: Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie :) Mój przykład to mieszanka szczęścia i przypadku. Chyba każdy „koniarz” marzy o tym, by mieć własną stajnię, by nauczać innych, by tak naprawdę łączyć pasję ze swoją pracą.
Studiowałam Ochronę Środowiska na Politechnice Białostockiej i zastanawiałam się: „co ja zrobię ze sobą po studiach?”. Czułam, że nie odnajdę się w pracy biurowej w wielkiej korporacji. Wiedziałam, że chcę pracować z ludźmi i widzieć efekty swojej pracy, a nie być trybikiem wielkiej machiny.
Własna stajnia to nie była decyzja, którą podjęłam z dnia na dzień. Bardzo wspierał mnie mój narzeczony, którego rodzina mieszka na wsi. To dzięki niemu miałam do dyspozycji odpowiednią infrastrukturę oraz tereny, które mogłam z łatwością zamienić na pastwiska i plac treningowy. Pod moją opieką były już wtedy dwa konie – zimnokrwista Salsa i mój partner z czworoboków – 8-letnia klacz Marsylia. Wkrótce okazało się, że trafiają do mnie zainteresowani tym, żeby trzymać u mnie konie bądź spróbować swoich sił w siodle. Wtedy poczułam, że może właśnie to jest dla mnie – własny ośrodek może być pomysłem na przyszłość.
Stajnia Nad Stawem w Popławcach, autor: Robert WhitestokEquishop: Wspomniałaś, że poza posiadaniem ośrodka, Twoją pasją jest nauczanie innych. Czy pracowałaś gdziekolwiek wcześniej jako instruktor? Z pewnością można wtedy nabyć doświadczenia u kogoś, a w swoim ośrodku już korzystać z nabytych umiejętności, popełniając mniej błędów.
Karolina: W moim przypadku zaczęło się od poszukiwań trenera. Moją dyscypliną jest ujeżdżenie, więc szukałam kogoś, kto mógłby mnie poprowadzić i trzymać pieczę nad moimi treningami. Okazało się, że p. Agnieszka Szafran – sędzia i trener ujeżdżeniowy, poszukuje kogoś, kto jeździłby jej konie. Złożyło się więc idealnie, ponieważ mogłam dokształcać się, jeżdżąc codziennie kilka koni pod okiem dobrego trenera. Wtedy wpadłam też na pomysł, że nadszedł czas, bym sama skończyła kurs instruktorski i spróbowała swoich sił w nauczaniu jeździectwa. Pierwsze jazdy prowadziłam właśnie u swojej pani trener w Stajni Treningowej w Chrabołach.
Equishop: Ucząc zarówno adeptów, jak i zaawansowanych już jeźdźców, musiałaś zauważyć, że jeden ośrodek nie jest w stanie zadowolić wszystkich. W rzeczywistości jest tak, że każdy powinien znaleźć swoją „lukę” na rynku, dedykując swoją stajnię: adeptom jeździectwa, jeździe rekreacyjnej, osobom z własnymi końmi, którzy szukają jedynie pensjonatu dla swego konia, jeźdźcom, chcącym uprawiać tzw. mały sport bądź tym, którzy szukają profesjonalistów w danej dyscyplinie. Stajni na Podlasiu nie brakuje, więc z pewnością musiałaś zrobić jakiś „research”, kto może stać się Twoją potencjalną konkurencją. Do jakich więc klientów postanowiłaś trafić?
Karolina: Stajnia nad Stawem położona jest w bardzo uroczym i sielskim miejsu. Ciężko więc byłoby mi na tę chwilę stworzyć tam ośrodek treningowy z wysokiej półki, ponieważ takie przedsięwzięcie wymaga naprawdę drogiej infrastruktury, a więc także dużego zaplecza finansowego. Nie wiem też, czy miałoby sens inwestowanie od razu w tak duże założenie, nie mając wcześniej wystarczającego doświadczenia w prowadzeniu stajni. Właścicielem takiego ośrodka musi być przecież osoba, która świetnie potrafi zarządzać ludźmi, a także być wziętym przedsiębiorcą.
Zakładając własną stajnię, chciałam twardo „stąpać” po ziemi. Nie potrzebowałam robić specjalnego rozeznania wśród swojej „konkurencji”, ponieważ sama jeździłam w różnych ośrodkach, zanim rozpoczęłam własną działalność. Poza tym ten cały „światek” jeździecki jest naprawdę mały, spotykamy się na wspólnych zawodach, dzięki temu wszyscy się znają. Jak to bywa w branżowym środowisku, informacje szybko się rozchodzą, dzięki poczcie pantoflowej ;) Wiedziałam więc, co proponują stajnie na Podlasiu, czego brakuje w ich ofercie, a dzięki temu również, do jakiego rodzaju klientów mogę trafić. Obecnie, moje grono klientów to tzw. ambitna rekreacja, czyli osoby, które chciałyby się kształcić w sztuce jeździeckiej i rozwijać swoje umiejętności, mają także aspiracje, by próbować swoich sił na placu konkursowym. Oczywiście nie zamykam się na adeptów jeździectwa, jeśli ktoś ma ochotę spróbować swoich sił w siodle – zawsze to umożliwiam. Staram się taką osobę zarazić swoją pasją, by zechciała kontynuować naukę, a w przyszłości robić coś więcej na końskim grzbiecie niż tylko „podróżować” w siodle :)
Na pierwszym planie Karolina prowadząca trening dziewczynom z Wypraw Szyderczych, fot. Robert WhitestokEquishop: Tak jak wspominałaś, Twoja stajnia jest położona w bardzo sielskim otoczeniu. To oczywiście nieoceniony plus, ale jednocześnie kojarzący się dosyć jednoznacznie – rekreacyjna stajnia to źle zajeżdżone konie, a dodatkowo instruktor posiadający nikłą wiedzę jeździecką, siedzący na leżaku i niespecjalnie zainteresowany prowadzeniem „treningu”. Niestety tak to wygląda w bardzo wielu rekreacyjnych stajniach, ciężko więc się odciąć od takiego obrazka. Jak Ty próbujesz się obronić przed takim skojarzeniem? Co takiego starasz się oferować i zapewniać, żeby wybierano właśnie Twoją stajnię?
Karolina: Myślę, że na cały „obraz” stajni składa się wiele małych czynników. Najważniejsze są konie, które powinny być w dobrym stanie fizycznym, zadowolone i pozytywnie nastawione do pracy z człowiekiem Z pewnością trzeba uwzględnić także stan oferowanego sprzętu jeździeckiego – oczywiście powinien być on jak najwyższej jakości, dobrze dobrany do poszczególnych koni, ale także zadbany i czysty. Tak samo posesja i instruktor :) Nie wyobrażam sobie prowadzenia jazdy w innym stroju niż jeździecki. Mówiąc o tym, nie „odkrywam Ameryki” - są to powszechnie znane i banalne wręcz zasady. Jednakże, okazuje się, że nie każdy potrafi ich przestrzegać.
Moim głównym założeniem jest prowadzenie jedynie indywidualnych jazd, podczas których stawiam ogromny nacisk na ujeżdżenie. Oczywiście, jeśli ktoś chce mieć wspólny trening z drugą osobą – to jak najbardziej jest to możliwe, ponieważ chcę wychodzić naprzeciw potrzebom swoich klientów. Z doświadczenia jednak wiem, że najwięcej można wynieść z jazdy, kiedy instruktor skupia się tylko na jednym koniu i tylko na jednym jeźdźcu.
Stawiam także na małą ilość moich podopiecznych. Chciałabym prowadzić niewielkie grono jeźdźców, których doświadczenie będzie rosło, dzięki bardzo częstym treningom. To naprawdę satysfakcjonujące, kiedy zauważam efekty swojej pracy – w lepszej postawie moich uczniów czy bardziej świadomym używaniu pomocy. Zdarzają się także osoby, które chcą pojechać jedynie w teren, ze względu na urzekającą okolicę naszej stajni. Nie mam nic przeciwko wyjazdom w teren, ale chcę, by ci klienci byli świadomi swojego oddziaływania na konia. Nigdy nie chciałabym się wstydzić za kogoś, kto jeździ w mojej stajni. Każdy z moich jeźdźców – to moja wizytówka :)
Myślę, że dla moich klientów ważne jest to, by ich instruktor również się kształcił. Ja jestem pod stałą opieką trenera ujeżdżeniowego, a także regularnie startuję w konkursach ujeżdżeniowych, dzięki czemu swoją jazdę i umiejętności stale poddaję ocenie. Moi jeźdźcy bardzo chętnie wspierają mnie podczas zawodów. To dla nich budujące, że mogą uczestniczyć w przygotowaniach do wyjazdu - często zostają na dzień przed zawodami, chcąc pomóc w przygotowaniu konia czy sprzętu :) Dla nich to inspirujące, że jestem otwarta na krytykę innych, a dla mnie niesamowicie miłe, że mnie wspierają i kibicują :)
Chcę poszerzać „jeździeckie horyzonty” swoich uczniów, dlatego czasem sama zabieram ich na zawody, żeby razem poobserwować innych zawodników. Ponadto, staram się sprowadzać do swojej stajni różnych trenerów (nie tylko tych ujeżdżeniowych) na konsultacje jeździeckie.
Chyba najbardziej pozytywne jest, to gdy przychodzą do mnie niezadowoleni klienci innych stajni i... już u mnie zostają. Dzięki temu wiem, że moja działalność ma sens i że powoli udaje mi się wypełnić znalezioną przeze mnie „lukę” :)
Karolina na klaczy Marsylia, fot. Magda Glińska
Karolina podczas zawodów fot. własne archiwum K. SzarkowskiejEquishop: Mówiłaś o koniach – z pewnością ciężko jest posiadać takie „idealne” do rekreacji. Gdzie w takim razie Ty szukałaś swoich wierzchowców?
Karolina: Tak jak wspominałam, na starcie posiadałam pociągową Salsę (w spadku po rodzinnym gospodarstwie narzeczonego) oraz Marsylię - klacz, którą otrzymałam jako 2-latkę w prezencie od mojego partnera. Żadna z nich tak naprawdę nie nadawała się do tego, by prowadzić na nich jazdy. Otwierając stajnię, wiedziałam więc, że potrzebuję koni, które pozwolą mi na stworzenie warunków do pracy.
Rozpoczynając poszukiwania, starałam się nie zdawać na ogłoszenia, widniejące na portalach internetowych. Dlaczego? Ponieważ, każdy, kto szukał konia wie, że „spokojny, 9-letnich wałach, łatwo reagujący na pomoce i świetny w obsłudze” w rzeczywistości raczej okaże się przestraszonym, tratującym wszystko i nieszanującym człowieka koniem, który został źle zajeżdżony i nie potrafi utrzymać równowagi, kiedy ma jeźdźca na grzbiecie. Oczywiście, nie jest tak w każdym przypadku, ale dopóki nie zobaczymy konia na żywo nie mamy szansy tego ocenić.
Jeżdżąc tak od jednego do drugiego właściciela, można nieźle opustoszyć swój portfel, płacąc horrendalne kwoty za paliwo :P Postanowiłam więc zdać się na pocztę pantoflową, korzystając z wizyt weterynarza czy kowala u moich koni, wypytywałam ich czy mają informację o koniach na sprzedaż. Był to strzał w dziesiątkę. Dowiedziałam się o dwóch wierzchowcach, które stały u prywatnego właściciela i służyły głównie do przejażdżek w terenie. Na miejscu okazało się, że końmi na sprzedaż są 11-letni Nurt rasy sp i 15-letnia małopolska Dekada, które obecnie stoją już w mojej stajni :)
Nurt pod jeźdźcem z Wypraw Szyderczych, fot. Robert WhitestokEquishop: Jeśli miałabyś doradzić osobom, które szukają sobie konia do rekreacji bądź "małego" sportu – jakiego zwierzęcia warto szukać? Jak „sprawdzić” je podczas pierwszej wizyty u właścicieli?
Karolina: Jeśli ktoś szuka spokojnego i rekreacyjnego konia, przede wszystkim warto odrzucać wszystkie konie w typie araba ze względu na ich gorący temperament. Lepiej jest także zdecydować się na konia, który zawsze należał do prywatnych właścicieli, a nie do stajni rekreacyjnej, ponieważ wtedy istnieje małe prawdopodobieństwo, że koń ma za sobą jakieś poważne kontuzje, że został zajeżdżony zbyt wcześnie bądź ma jakieś złe przyzwyczajenia i nawyki. Bardziej trafionym wyborem będzie również koń trochę starszy (8-9 lat), o unormowanej psychice i niekoniecznie ogromnych umiejętnościach, niż młody wierzchowiec, ale „zajechany”.
Kiedy przyjeżdżam obejrzeć konia wystawionego na sprzedaż, nie chcę, by czekał na mnie gotowy i zawsze uprzedzam o tym właścicieli. Sama zabieram go z pastwiska, czyszczę i siodłam – wtedy mam szansę zobaczyć, jak się zachowuje oraz dokładnie obejrzeć jego ciało – przede wszystkim nogi i kopyta (czy są zdrowe i zadbane, czy koń nie ma kopyt po ochwacie, nakostniaków, opojów itd.). Ważna jest także dla mnie końska szyja oraz grzbiet – dzięki temu jestem w stanie już w boksie stwierdzić, jak dotychczas koń był jeżdżony. Jeśli ma mocno rozbudowane dolne mięśnie szyi i zapadnięty grzbiet - jest to dla mnie informacja, że nigdy nie pracował, będąc w pełni rozluźnionym. Oprócz tego oglądam też przewidziany dla niego sprzęt, w szczególności ogłowie, by wiedzieć, na jakim wędzidle chodzi. Im ostrzejsze kiełzno, tym większych problemów można się spodziewać, ponieważ wielu jeźdźców ostrym wędzidłem próbuje rozwiązać konflikty, powstałe z braku własnych umiejętności. Zwracam także uwagę na to, czy koń jest spokojny i czy potrafi „grzecznie” stać oraz to, jak jest nastawiony wobec człowieka.
Następnie wyprowadzam zwierzę na plac i chwilę lonżuję na wypięciu (zwykłe wypinacze). Chcę wiedzieć, czy i jak reaguje na bat oraz na komendy głosowe. Dodatkowo sprawdzam, czy trzyma równe tempo i czy potrafi poruszać się w równowadze w trzech podstawowych chodach po obwodzie koła. Dopiero na koniec wsiadam sama – to tak naprawdę najkrótszy etap. Już po kilku minutach wiem, jak zwierzę reaguje na rękę i łydkę (pomoce jeźdźca), a także czy ma problem z poruszaniem się po łuku w obu kierunkach (wpadanie/wypadanie łopatką bądź zadem).
Ostatecznie to wszystko daje mi pełen obraz konia, na podstawie którego mogę podjąć decyzję o ewentualnym zakupie. Sama jestem właśnie na etapie rozglądania się za kolejnym koniem, ponieważ ilość moich uczniów dosyć szybko rośnie :)
Karolina w drodze na trening z jeźdźcem z Wypraw Szyderczych, fot. Robert Whitestok
Karolina z jeźdźcem z Wypraw Szyderczych, fot. Robert WhitestokEquishop: Minął już rok od otwarcia Twojej stajni. Jaki masz pomysł na swoją dalszą działalność? Co chciałabyś jeszcze wprowadzić? Jakie inwestycje planujesz na przyszłe lata?
Karolina: Na ten moment, chciałabym mieć więcej koni w pensjonacie, ponieważ jest to najlepszy motor mojej działalności, pozwalający mi na gromadzenie pieniędzy na nowe inwestycje. Chciałabym stworzyć swoim jeźdźcom i pensjonariuszom jeszcze lepsze warunki. W najbliższym czasie marzy mi się druga siodlarnia z odpowiednim zapleczem socjalnym, w której jeźdźcy mogliby trzymać swój prywatny sprzęt, przebrać się czy w spokoju zjeść kanapkę :) Niedawno udało mi się ukończyć kilka małych inwestycji – saunę czy altanę położoną nad samym stawem.
W kolejnym roku chciałabym stworzyć stowarzyszenie, ponieważ otwiera to drogę do dofinansowań gminnych, które przydałyby mi się np. na komplet nowych przeszkód i szranek bądź inne pomoce treningowe. Marzy mi się także dobrze przygotowany plac treningowy o profesjonalnym, niekurzącym się podłożu np. kwarcowym.
Przez kolejne lata moim priorytetem będzie murowana hala, która ze względu na polskie warunki klimatyczne jest niezbędna, a także nowy budynek stajni :)
Jeśli chodzi o moich jeźdźców – z pewnością będę starała się o kolejne konie, które będą moją bazą szkoleniową. Mam także plan, by moi uczniowie zdali w tym roku Brązową Odznakę :)
Equishop: Bardzo efektywnie promujesz się w social mediach i widać, że rozumiesz, jak ważny jest to dla Ciebie kanał komunikacji z klientami. Dzięki temu masz również porównanie, jak wielu osób udaje Ci się trafić poprzez poszczególne kanały komunikacji - zarówno te internetowe (Facebook, Snapchat), jak i standardowe (bannery, ulotki, plakaty). Jeśli miałabyś je porównać, to które z nich przynoszą Ci większe korzyści?
Karolina: Facebook zdecydowanie wygrywa, ponieważ moimi głównymi klientami są osoby poniżej 25 roku życia, które bardzo chętnie zaglądają na mój Fanpage i chcą wiedzieć, co dzieje się podczas ich nieobecności. Na takim terenie, jakim jest Podlasie, najlepiej jednak sprawdza się wciąż poczta pantoflowa ;) Większość jeźdźców trafia do mnie z czyjegoś polecenia.
Uważam, że ten rynek wciąż się zmienia i to bardzo szybko. Już coraz częściej informacji w internecie szukają także osoby, w wieku 25 – 35, często są to mamy, które chciałyby znaleźć odpowiednie miejsce dla swoich pociech.
Equishop: Bardzo profesjonalnie podchodzisz do nauczania już nawet tych początkujących. Wiemy, że co jakiś czas organizujesz szkolenia teoretyczne jeźdźców, przygotowując im odpowiednie materiały.
Karolina: Prowadzę swoim uczniom zajęcia teoretyczne z opieki stajennej, pogadanki o prawidłowym dosiadzie czy sprzęcie jeździeckim. Uważam, że praktyka musi być popartą dobrą teorią. Sama przygotowuję materiały swoim uczniom, by mogli do nich swobodnie wracać w dowolnym momencie, ugruntowując nabytą już wiedzę.
Nie ważne, czy mój uczeń w przyszłości będzie jeździł jedynie na wycieczki konne, uczęszczał na jazdy rekreacyjne czy zajmował się sportem jeździeckim na poważnie – chcę być dumna z tego, jak bardzo „świadoma” jest jego jazda.
Szkolenie teoretyczne, fot. Magda Glińska
Equishop: Dziękujemy serdecznie za rozmowę i trzymamy kciuki, by udało Ci się osiągnąć wszystkie obrane cele :)
Wielu z nas będąc dzieckiem, marzy o tym, by mieć własną stajnię. Czas mija, stajemy się dorośli, ale u niektórych osób pragnienie pozostaje to samo. Jednak nie każdy potrafi to marzenie ziścić – brakuje nam odwagi, dobrego planu, a czasem wsparcia w naszych bliskich. Pieniądze – nigdy nie powinny być dla nas problemem, bo jeśli się czegoś naprawdę chce, to zawsze można znaleźć drogę do celu.
Założenie własnej stajni to decyzja, która nie powinna zostać podjęta pod wpływem chwili. Musimy pamiętać, że wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami. Jednakże, jeśli jeździectwo jest naszym życiem, może się to okazać najlepszym wyborem. Nie ma przecież przyjemniejszej pracy niż ta, która jednocześnie jest naszą pasją.
Godziny pracy
09:00 - 17:00
(Poniedziałek - Piątek)Kontakt z nami
Sklep stacjonarny i internetowy
Dział siodeł